środa, 4 maja 2016

Chyba należą się przeprosiny....

  Hej, cześć i czołem!!!!
Nie było mnie tu.... No dość długo. Strasznie za to przepraszam!!!!!
Nie będę wykręcała się natłokiem nauki, maturami i innymi takimi rzeczami, bo kogo to obchodzi? ^^ W każdym razie wielkie i ogromne PRZEPRASZAM....
Czekają mnie właśnie najdłuższe wakacje w życiu, więc mam nadzieję, że wena dopisze i nowsze części opowiadania będą mogły się tu pojawić :)
Myślałam również nad zmianą wyglądu bloga.... Ale to plany na przyszłość ;)
Tak więc przesyłam uściski i pozdrawiam wszystkich, którzy mają jeszcze ochotę i siłę czytać tę bajeczkę. Wasza Lilith :)

niedziela, 2 listopada 2014

Zaskoczyliście mnie !!!!

No nie powiem, ale jestem mile zaskoczona. To już 1245 wejść na tego bloga.
Miło, że ktoś czyta te wypociny, aczkolwiek myślałam, że po pierwszym rozdziale stwierdzicie :        " Boże co za nudy... Nie warto tego czytać " :)
Tak więc należy wam się bardzo duże Dziękuję :*
To tyle z ogłoszeń parafialnych.
Buziaki Lilith ;3

niedziela, 21 września 2014

Nieoczekiwany powrót

I oto rozdział 3
Życzę miłej lektury :)
~ ♥ ~
Leżałam jeszcze w łóżku, jednak już nie spałam. Rozmyślałam nad wszystkim, co do tej pory się wydarzyło. Minęło czternaście lat od śmierci moich rodziców i wyjazdu Scora. Może i byłam mała, ale pamiętam ten dzień, kiedy musiałam pożegnać się z jedyną osobą, która była moim wsparciem. To było tak dawno, ciekawe, czy on również czasem myśli o mojej osobie. Po moim policzku spłynęła pojedyncza łza, choć powieki były zamknięte. Wiedziałam, że muszę wstać i rozpocząć kolejny nudny i monotonny dzień. Jedynym urozmaiceniem tych lat, były treningi z Mistrzem i moim ukochanym wilczkiem. Z moich rozmyślań wyrwało mnie trącanie czymś mokrym. Otworzyłam oczy i uśmiechnęłam się na widok, który zastałam. Felcor leżał obok mnie i właśnie zamierzał polizać mój policzek na dzień dobry.
~ Cześć olbrzymie - powitałam go.
~ Cześć malutka - jak zawsze musiał dopowiedzieć, że pomimo mojego 176 cm jestem od niego przynajmniej o 30 cm niższa.
~ To było wredne - udałam, że się obraziłam. Fel zawsze się na to nabierał.
~ Lili, przecież znasz to powiedzenie : " Co małe, to piękne"- w tym momencie nie wytrzymałam i zaczęłam się śmiać z trzech powodów. Po pierwsze skrucha w głosie mojego obrońcy. Po drugie zawsze potrafi mnie udobruchać tym powiedzeniem, a po trzecie znowu dał się nabrać.
~ Fel dobrze wiesz, że ja nie potrafię się na ciebie gniewać - na potwierdzenie moich słów przytuliłam tego zwierzaka.- Dobra, koniec tego dobrego, która godzina ?
~ Piątek, godzina 10: 30. Przespałaś pół dnia księżniczko.
-- Cholera jestem już spóźniona na historię rodów. Babcia mnie zabije.
Szybko wstałam z łóżka, podbiegłam do szafy w poszukiwaniu odpowiednich ubrań. Kiedy je znalazłam, popędziłam do łazienki wziąć szybką kąpiel. Po 10 minutach wybiegłam z łazienki i podbiegłam zabrać książkę. Nagle usłyszałam radosne szczekanie, a w mojej głowie pojawił się ten złośliwy, wilczy chichot.
~ Lilith dzisiaj hahaha nie ma hahahaha lekcji. No oprócz jeździectwa.- Myślałam, że go uduszę. - No chyba byś mi tego nie zrobiła. Kto by cię ochraniał.
-- Fel nie czytaj mi w myślach ! - wydarłam swoje struny głosowe na futrzaka. Dopiero po chwili zorientowałam się, że dzisiaj ma być bal z okazji rozpoczęcia wakacji. Nareszcie !!! 0 nauki!!!
Moje przemyślenia na temat ukochanego czasu wolnego, przerwało pukanie do drzwi.
-- Panienko, proszę się obudzić. Panienki babcia czeka już w jadalni. - O nie Roberto... Musi już być na prawdę późno, skoro staruszka go wysłała.
-- Już schodzę. Roberto przekaż Avii, że już idę! - odkrzyknęłam i zaczęłam przeszukiwać moją
komnatę  w celu znalezienia obroży dla czarnej "kuleczki".
~ Felcor gdzie ukryłeś tę cholerną obrożę ! - nerwy mi już puszczały, a zwierzak tylko spuścił uszka i zrobił maślane oczka. Drań wie, jak mnie udobruchać.
~ Lili wiesz, że ja nie lubię tej obroży.
~ Wiem, ale wiesz, że to jest warunek babci. Jej nie ubłagasz. A teraz gadaj, gdzie jest ta uwięź.
~ Zaraz ci ją przyniosę. - jak powiedział, tak zrobił. Po pięciu minutach stał znowu przy mnie z obrożą w pyszczku. Szybko zapięłam ją na jego szyi i zbiegliśmy po schodach na jadalnię.
-- Wybacz babciu, za spóźnienie.
-- Siadaj kochanie - Avia uśmiechnęła się do mnie, a Fela próbowała zabić wzrokiem.
~ Coś ty zaś zrobił ? - spojrzałam na zwierzaka.
~ Ups, chyba ktoś zauważył swój przekopany ogródek.
Wybuchnęłam śmiechem na widok miny kuleczki pt " zbity pies " i babci, która piorunowała go wzrokiem. Zjedliśmy śniadanie i pobiegłam na najbardziej znienawidzony "przedmiot". Jeździectwo.....
Najnudniejsze co może być, a nauczyciela najchętniej potraktowałabym jakimś ostrym narzędziem. Przebrałam się w odpowiedni strój, po czym osiodłałam jakiegoś siwka i wyprowadziłam go z boksu.
-- Moja ukochana księżniczka !!! Jak miło cię Pani widzieć - za sobą usłyszałam mocno przesłodzony głos.
-- Nie wątpię... Zaczynajmy lepiej - odpowiedziałam mu, a on spełnił mój rozkaz. W kółko powtarzał to samo : raz, dwa, trzy, cztery.. Non stop, od pół godziny jazdy nie słyszałam nic innego. Myślałam, że usnę, ale z opresji uratował mnie posłaniec.
-- Królowa prosi, aby przerwać lekcję, ponieważ dochodzi godzina 16.
O kurczę już tak późno?  Przecież  o 18 jest bal... Trzeba się przyszykować i wykąpać czarną bestię. Zeskoczyłam z konia, lejce oddałam nauczycielowi, a sama pobiegłam do pokoju po drodze wołając Felcora.
Oboje spotkaliśmy się w naszym pokoju. Szybkim krokiem pomaszerowałam w stronę łazienki, aby napuścić wodę do ogromnej wanny, wbudowanej w podłogę. Na pierwszy ogień poszedł wilk. Wykąpałam go i wysuszyłam, po czym sama wpadłam do łazienki i nie wychodziłam z niej przez godzinę. W końcu olejek ze smoczego owocu musi się wchłonąć, aby utrzymywać zapach przez dłuższy czas. Wybiegłam z łazienki w samym ręczniku i pierwszą czynnością, którą zrobiłam, było odwiedzenie garderoby. Nie potrafiłam znaleźć odpowiedniej sukienki.
~ Lilith to tylko głupia kiecka - warknął piesowaty.
~  Futrzak ty też musisz mieć coś na sobie - w moich oczach pojawiły się iskierki złośliwości.
~ Nie zrobisz mi tego, tylko nie nowa obroża. - w jego głosie wyczułam strach.
~ Owszem zrobię, a teraz rusz dupę i mi pomóż.
Wilk podniósł się ze swojego miejsca pobytu i skierował swoje cielsko w kierunku mojego królestwa. Nie minęło nawet pięć minut, a on już wskazywał czarno-fioletowy zestaw. To jest to ! Przebrałam się szybko w niego, Felcorowi zapięłam fioletową obrożę i zrobiłam obrót w stronę toaletki, aby zrobić sobie makijaż. Na zegarze wybiła godzina 18:00. No nie, znowu spóźniona. Znowu wszyscy się będą gapić. Nie lubię tego. Moje rozmyślania przerwało trącanie noskiem.
~ Lila pośpiesz się masz już półgodzinne spóźnienie. Znowu się wyłączyłaś.
~ Wybacz, zbierajmy się.
Zeszliśmy na dół. Zatrzymaliśmy się dopiero przed wejściem do sali balowej. W moim brzuchu poczułam jakbym miała tysiące kolców. Stres... Wzięłam trzy głębokie wdechy i otworzyłam drzwi. Wszystkie pary oczy zwrócone były na mnie. No ludzie nie gapcie się tak. Dopiero teraz naszły mnie wątpliwości, czy moja fioletowa sukienka nie jest za krótka (długość- do połowy uda z przodu, a z tyłu dlugi "ogon").  Przeszłam przez całą salę lekko kiwając głową ludziom, którzy mi się pokłonili na znak powitania. Zajęłam swoje miejsce przy babci.
-- Już drugi raz w ciągu jednego dnia się spóźniłaś Lilith. - do rzeczywistości przywrócił mnie głos Avii.
-- Wybacz babciu, ale jakoś nie mam dzisiaj głowy do balu.
-- Nic się nie stało, tylko pamiętaj, że musisz jeszcze zatańczyć jeden taniec jako oficjalne rozpoczęcie balu.- Po tych słowach Władczyni Sosen Marisy wstała i uśmiechnęła się w stronę tłumu- Moi drodzy. Przybyliście tutaj z bliższych lub dalszych stron. Chciałybyśmy was bardzo serdecznie przywitać, a teraz nie przedłużając, moja wnuczka zatańczy, z którymś z kandydatów, jak nakazuje tradycja.
Z tłumu wystąpiło czterech najodważniejszych młodzieńców. Pierwszy z nich miał oczy w kolorze dojrzałej trawy, a jego czarne, krótkie włosy sterczały mu we wszystkie strony. Drugi był szatynem o fioletowych oczach i krzywym nosie. Trzeci miał czerwone włosy i czarne oczy. Swoją budową przypominał patyk. Czwarty z nich był blondynem o brązowych oczach. Wszyscy mieli coś, co mnie nie zainteresowało. Żaden z nich nie był tym, za którym tęskniłam. Kiedy miałam już wybrać partnera, drzwi do sali balowej otworzyły się, a przez nie weszły dwie zakapturzone postacie. Pierwsza z nich, w czarnym płaszczu podeszła również, do chłopców stojących przede mną. Druga natomiast wmieszała się w tłum. Pierwsza czwórka, zaczęła się wykłócać, którego z nich mam wybrać, a Pan Tajemniczy podszedł jeszcze bliżej mnie, lekko się ukłonił i wyciągnął swoją rękę, którą przyjęłam. Coś mnie w nim intrygowało, a kiedy nasze dłonie się spotkały poczułam bezpieczeństwo, ale było one inne niż te, które czułam czternaście lat temu. Młodzieniec odpiął swój płaszcz i ściągnął kaptur. To co zobaczyłam pod przykryciem mnie zdziwiło, ponieważ kolejne nakrycie  przykrywało jego oczy i włosy, a strój był wojskowy. Tylko raz widziałam taki strój, w legendzie o Asasynach. Nowo przybyły miał dokładnie taki sam ubiór, jedynie kolor się nie zgadzał. Ci z legend posiadali białe ubrania, a ten stojący przede mną miał czarny strój. Chłopak uścisnął moją dłoń mocniej, tak jakby chciał mi przekazać, że jestem bezpieczna przy nim, więc nie mam się czego obawiać. O dziwo uwierzyłam mu. Razem podeszliśmy na środek sali i ustawiliśmy się w pozycji wyjściowej. Pan Nie-Znasz-Mojej-Osobowości skierował swój wzrok w stronę orkiestry, która zaczęła grać jak na mój gust bardzo romantyczny utwór.
-- Nie wiesz, że przy tańcu z kobietą, kaptur z głowy się ściąga? - zapytałam z sarkazmem.
-- Wiem, tak wymaga dworska etyka, ale w moim przypadku jest to nie możliwe. Tylko jedna osoba może zdjąć mi nakrycie z głowy. - jego głęboki i zmysłowy głos zadziałał na mnie dość niepokojąco. W moim brzuchu obudziło się stado motylków. Na początku lekko się kołysaliśmy, ale nasz taniec zmienił się na dość zmysłowe tango. Mimo, że nie widziałam jego twarzy, tańczyło mi się znakomicie. Przez materiał jego ubrania, czułam wysportowaną i dobrze umięśnioną sylwetkę. Nawet nie zauważyłam, jak jakiś kretyn oparł się o stół i niby przypadkiem rozsypał przysmak Kolonii - czekoladowe kuleczki. W tym samym czasie, kiedy kulki się rozsypały, ja robiłam podwójny piruet. Akurat w tym momencie poczułam, że tracę równowagę i upatam. Już myślałam, że będę miała twarde lądowanie, więc przymknęłam oczy. Na mojej tali poczułam silne ręce, które mnie podtrzymywały. Otworzyłam ślepka i zauważyłam mojego wybawcę, którym był tajemniczy młodzieniec.
-- Lilka wszystko w porządku? - zapytał, a ja myślałam, że mi za chwilę serce  z radości wyskoczy. Pomijając fakt, iż byłam mocno zszokowana. Tylko jedna osoba mogła do mnie tak mówić.
-- Jak mnie nazwałeś ? - zadałam to pytanie dla upewnienia się.
-- Lil...Yyyy to znaczy Księżniczko. - zawahał się. Po raz pierwszy cieszę się, że ktoś się przy mnie zawahał. Już wiedziałam, jak sprawdzić czy to jest mój Scorpi. Chłopak postawił mnie do pionu.
-- Hmm zadam ci jeszcze jedno pytanie - powiedziałam wyniosłym tonem, a on tylko kiwnął głową.- Co mam na wewnętrznej stronie lewego uda ? - zapytałam
-- Znamię w kształcicie wilka - odpowiedział. Na sali balowej zrobiło się cicho.  Wszyscy parzyli
 się na nas ze zdziwieniem. Avia spoglądała ze złością, a młodzieńcy dziś zebrani z zazdrością w stojącego tajemniczego jegomościa. Oczywiste było, że jest to temat zabroniony, aby o moim znamieniu wiedzieć, a tym bardziej o miejscu jego pobytu. Tylko jedna osoba, nie wliczając rodziny, o tym wiedziała.  W moich oczach błysnęły łzy szczęścia. Zauważyłam, że zakapturzony spina wszystkie mięśnie ze zmieszania. Pewnie błędnie odczytał moje uczucia.
-- Scori wróciłeś !! - wykrzyknęłam i uwiesiłam się na jego szyi. Mocno wtuliłam się  w jego tors, a dłonią zsunęłam jego kaptur. Chłopak niepewnie odwzajemnił mój uścisk. Spojrzałam na babcię, a na jej twarzy zauważyłam tylko szok. Nagle coś mnie tknęło. Odkleiłam się od młodzieńca i  przybrałam ostry wyraz twarzy.- Scorpiusie Lucasie Nicolasie jesteś najbardziej  skretyniałym i bezmyślnym głąbem jakiego świat widział- warknęłam. W jego ślicznych oczach widziałam skruchę. Chłopak klęknął na oba kolana i spuścił głowę, a ja stałam nad nim z zaciętym wyrazem twarzy.- Czy ty wiesz idioto jeden, jak ja się martwiłam! Wyjechałeś bez pożegnania! - w moich oczach stanęły ponownie łzy, jednak te nie były oznaką szczęścia.- Myślałam wtedy, że już nie chcesz być moim przyjacielem.
Po moich policzkach toczyły się krystaliczne łzy, a ciałem wstrząsnął dreszcz. Poczułam jak ktoś mnie do siebie przytula. Do moich nozdrzy doleciał zapach leśnego igliwia połączonego z zapachem letniego zefiru.
-- Przepraszam Lilka, ale nie mogłem się pożegnać. Taki miałem rozkaz. Wybacz mi. - ton jego głosu wskazywał na rozdarcie. Mocniej wtuliłam się w przyjaciela z dzieciństwa.
-- Nie potrafię się na ciebie dłużej gniewać, ale obiecaj mi jedno....- szepnęłam.
-- Co tylko chcesz.
-- Nie zostawiaj mnie już samej na tak długo.
Reszta nocy przebiegła normalnie. Bal skończył się dopiero następnego dnia, kiedy słońce dopiero szybowało do góry.

                                                                               ~ ♥ ~
Oki ludzie napisałam :)
Mam nadzieję, że się podoba :)
Za wszelakie błędy przepraszam...
Trochę z ogłoszeń parafialnych i diecezjalnych:
- potrzebuję waszych zdolnych mózgów ( mój ostatnio nie działa ;) ) do wymyślenia jeszcze czterech imion dla bogów ( będzie specjalna zakładka, więc bez obaw ).
to chyba na tyle ....
Aaaaa właśnie jeszcze pytanie :
- czy chcielibyście mieć wgląd na wszystkie legendy związane z tym opowiadaniem ? :)
I na koniec, pragnę powitać nową czytelniczkę - Anike chan :)

poniedziałek, 8 września 2014

Moje dzieciństwo cz. 2

Zbliżaliśmy się do celu.Powietrze stało się mroźniejsze i wiał zimny wiatr. Ja jednak nie odczuwałam zimna. Przed moimi oczami ciągle miałam widok płonących domów i zamku, oraz krzyk niewinnych ludzi. Tyle osób straciło swoje życie. Tyle dzieci zginęło, nawet tych nienarodzonych. Po moich policzkach spływały łzy, a mała kuleczka, którą trzymałam w ramionach jeszcze bardziej wtuliła się w moje ciało. Tak jak gdyby chciała mnie pocieszyć. Nawet nie zauważyłam, kiedy dojechaliśmy przed orszak babci. Avia stała na czele, a jej wyraz twarzy był smutny. Takshi pomógł mi zejść z konia, wiec pierwszą moją czynnością było przytulenie się do władczyni Kolonii.
-- Dzika Różo jak dobrze, że jesteś cała i zdrowa.- szkoda, iż moja psychika ucierpiała.
-- Nic mi nie jest - głos przypominał szloch, ręce trzęsły się niemiłosiernie. Chciałam się uśmiechnąć, żeby pokazać, że jestem silna. Jednak nie potrafiłam. W tym samym momencie podbiegł do mnie młody wilczek. I zaszczekał, chcąc zwrócić na siebie uwagę. Udało mu się, ale tylko ja zrozumiałam że były to słowa pocieszenia.
-- Wasza wysokość, królowa Raisa prosi o opiekę nad księżniczką. - powiedział mój tymczasowy opiekun po czym zawrócił konia i odjechał w stronę płonącego miasta.
-- Chodźmy Lili, musisz odpocząć. Na pewno jeszcze zobaczysz swoich rodziców. - Nawet nie wiesz jak się mylisz babciu. Jedyne co zdołałam wyszlochać to cztery słowa:
-- Moja mama nie żyje ! - wstrząsnął mną dreszcz,ponieważ wiatr przybrał na sile. Zauważyłam, że na twarzy Avii malował się szok.
-- Skąd wiesz kochanie?
-- Bo rozumiem jak, On do mnie mówi - wskazałam na małą kuleczkę, która znajdowała się przy mnie.
Wtedy wszyscy Demonai zrozumieli, że stracili jednego z nich - Nocnego Wędrowce. Po policzkach zebranych spływały łzy. Nawet mężczyźni, którzy byli odważnymi wojownikami nie kryli srebrzystych kropel. Każdy podchodził i składał kondolencje. W żałobnym nastroju powróciliśmy do pałacu. Avia zaprowadziła mnie do moich nowych komnat w prawym skrzydle zamku. Pokazała mi tylko gdzie jest łazienka i moja sypialnia. Później wyszła z pokoju. Zostałam sama, zmęczona i smutna. jedynym towarzyszem był mój mały wilczek. Nie zważając na nic, położyłam się na łożu.
~Nie przejmuj się Lilith wszystko będzie dobrze. Możesz na mnie liczyć.- mówiąc to ułożył się obok mnie, a jego pyszczek znajdował się na moich udach
~ Wiem, jednak to boli- odpowiedziałam mu. - W ogóle jak się nazywasz?
~ Księżniczko, to ty nadajesz mi imię.
Przez chwilę zastanawiałam się jakie imię najbardziej pasuje. Przyjrzałam się zwierzakowi. Był cały czarny, oprócz łapek. One były białe, takie skarpetki. Na jego szyi były białe łatki tworzące naszyjnik. Lewe uszko było "szpiczaste", a prawe słodko klapnięte. Ślepka miały odcień orzechów. Muszę przyznać był słodki.
~ Już wiem!!! - wykrzyknęłam - Od dziś nazywasz się Felcor.
Może to imię do niego nie pasowało, ale moim zdaniem było odpowiednie. Wilczek zaczął radośnie merdać ogonkiem, więc imię mu się spodobało. Bardziej wtuliłam się w wilka i oboje zasnęliśmy. W następnym dniu Takashi wrócił i oznajmił, że nikt nie przeżył. Przywiózł ze sobą tylko łuk mojego ojca i Gwiezdną Lilię mojej matki. W ten sam dzień odbył się pogrzeb. Wszyscy ubrani na czarno, żałobna atmosfera zaczęła mnie dobijać.
 Od tego wydarzenia minął tydzień. Patrząc na te wszystkie smutne twarze, coś we mnie pękło. Stwierdziłam, że pomimo tragedii, która miała miejsce, rodzice nie chcieliby, abym się smuciła. Zrozumiałam, że muszę coś zmienić. Pobiegłam do Sali treningowej mając nadzieję, że mistrz Feliks będzie sam. Bogowie chyba wysłuchali moich próśb, bo nauczyciel był sam.
-- Sensei muszę prosić cię o przysługę.
-- Chcesz trenować, żeby nie dać się zabić. - On zawsze wie, czego od niego oczekuję.
-- Tak.
-- Trening jutro o 7 - krótka i prosta odpowiedź. I tak w wieku pięciu lat zaczęłam trenować władanie bronią. Chciałam również wyzbyć się uczuć, ale na to mi nie pozwolono. Jako księżniczka musiałam się uśmiechać i mieś pogodny wyraz twarzy, oraz być miła dla wszystkich, nawet jeśli byłaby to tylko gra pozorów. Jako kunoichi mogłam przywdziać maskę obojętności.
Kiedy skończyłam 6 lat babcia zapisał mnie na prywatne lekcje. Etyka, zielarstwo, historia rodów, matematyka i astronomia, literatura itp. Całe dnie miałam więc zajęte. W pałacu uczyłam się przedmiotów potrzebnych mi jako przyszła królowa, a wieczorem, lub wcześnie rano ćwiczyłam z mistrzem walkę bronią i wręcz, jazdę konną, oraz ukrywanie uczuć. I tak jest do teraz. Kiedy przychodziłam już do swoich komnat, często byłam wykończona. Niekiedy zdarzało się, że razem z Felcorem trenowaliśmy jeszcze vinculo ( więź).

Z małej pięciolatki, która niedawno przeżyła tragedię, wyrosłam na dzielną wojowniczkę, oraz godną następczynię tronu. Tak uważali wszyscy z Kolonii Sosen Marisy i nie tylko. Felcor, również wyrósł. Z małego wilczego szczeniaka, stał się potężnym wilkiem. Stał się również groźnym i niebezpiecznym zwierzakiem. Oczywiście dla wrogów. Swoim wyglądem sieje strach. Jednak wszyscy Demonai wiedzą, że on tylko tak wygląda, a w rzeczywistości jest miły i przyjacielski.

~♥~
Mam nadzieję, że rozdział się podobał :)
Pozdrawiam Lilith :*

czwartek, 4 września 2014

Moje dzieciństwo cz.1

Przepraszam, że tak długo nie pisałam.....
Przepraszam, przepraszam, przepraszam.....
Dobra wracając do rozdziału, dedykuję go Addie Del LaRobbia, i mojemu wsparciu w postaci trzech przyjaciółek. Dziękuję wam :)
Wspomnienia są napisane pochyłą czcionką.
Za błędy również przepraszam :)
Zapraszam więc do czytania :)
                                                                           ~♣♡☆~

Opowiem wam bajkę o pewnej dziewczynce..... Nie no, żartuję :)
Przenieśmy się w czasie o jakieś dziewiętnaście lat. Tu na Quarix czas i  latka płyną wolniej. Wracając do odpowiedniego etapu... Popcorn jest? Cola też ? No to teraz siadać z tyłkami przed laptopy lub komórki i grzecznie czytać ! :)

      Kolonie Sosen Marisy pogrążone były we śnie. Wszędzie cicho i ciemno, każdy smacznie spał. No prawie każdy... Na jednym z zamkowych parapetów siedziała dziewiętnastolatka o hebanowych włosach jak i oczach. Dziewczyna była pogrążona w swoich rozmyślaniach. Tak to właśnie ja.

Przypominałam sobie całe moje dzieciństwo i rodziców. Pamiętam, że często się sprzeczali :)
Nawet jeśli była to błahostka, lub sprawa jakiej płci będzie ich pierworodny maluszek, ale to akurat z opowiadań.

-- Rai to będzie dziewczynka, która wyrośnie na silną i niezależną królową. Nie pomijając oczywiście, że będzie dzielną i mężną wojowniczką.- miły, męski baryton rozniósł się po komnacie.

-- A ty znowu swoje.... Ile razy mam powtarzać, iż to będzie chłopiec? - zrezygnowany głos władczyni uciszył na chwilę mężczyznę. - Z resztą przekonamy się dopiero za dwa miesiące.
-- I tak wiem, że to dziewczynka i koniec- powiedział Królewski Małżonek i przytulił swoją miłość, a ręce położył na jej zaokrąglonym brzuszku.
-- Z tobą jak z dzieckiem - westchnęła królowa - nigdy nie przemówisz do rozsądku.

Na to wspomnienie, na mojej twarzy zagościł delikatny uśmiech. Podobno wybór imienia był o wiele prostszy.


-- Ha mówiłem, że to dziewczynka.

-- Av uspokoił byś się. Ten zakład wygrałeś, jednak mamy problem.
-- Jaki? Przecież pokoik jest cały wyposażony, zabawki są.
-- A jak ją nazwiemy?- zapytała Wilcza Królowa ze śmiechem.
-- Kurde o tym nie pomyślałem- Averill stuknął się ręką w czoło. Zaczął chodzić po całej komnacie i się rozglądał.
-- Kochanie co ty robisz?
-- Myślę nad imieniem. W końcu dzisiaj jest pełnia i święto Luny. Nasza córeczka musi mieć odpowiednie imię. - jego uwagę zwrócił nowo zakwitły kwiat.- Raisa spójrz na Gwiezdną Lilię. Ona kwitnie. Faktycznie ta sama lilia zasila ogród mojej babci i nadal, co roku o tej samej porze na nowo rozkwita.
-- To jest odpowiednie imię- wykrzyknęła kobieta, a na twarzy jej męża malowało się zdziwienie.- Liliana...
--Liliana Raisa Serafina Micheline.

Mój uśmiech pogłębił się, jednak dobry humor  nie trwał za długo.


-- Babciu, babciu a tata zabrał mnie na konika!- mała dziewczynka szybko podbiegła do starszej kobiety.

-- Lilka ile razy ci powtarzałem,nie biegaj po sali tronowej. Wybacz matko. - do pomieszczenia wszedł Nocny Wędrowiec.
-- Averill nie przesadzaj, to tylko mała, trzyletnia dziewczynka.- władczyni uśmiechnęła się do wnuczki- Dzika Różo idź na podwórko, muszę porozmawiać z twoim ojcem.
-- Dobrze- odpowiedziałam i zniknęłam za drzwiami. Pobiegłam do mojego ulubionego miejsca - sali treningowej, która znajdowała się w środku lasku po zachodniej stronie posiadłości. Droga zajęła mi 10  minut. Jako dziecko półkrwi ( połowa Demonai) potrafiłam bardzo szybko i bezszelestnie się poruszać. Ze względu na to, iż byłam jeszcze małą dziewczynką, nie wolno mi było chodzić do tego miejsca jak i trenować tutaj. Każdy, którego znałam myślał tak samo: KSIĘŻNICZKA + BROŃ = NIEDORZECZNOŚĆ.  Jedynie Avia i mistrz Felix sądzili, że drzemie we mnie potencjał. Wślizgnęłam się do środka budynku. Na środku sali stał  chłopiec o ciemnobrązowych włosach  ślicznych, rzadko spotykanych oczach. Jego ślepka miały kolor zachodzącego słońca. Mógł mieć najwięcej siedem lat.
-- No proszę, a kogo my tu mamy ?- z moich rozmyślań na temat tajemniczego chłopca wyrwał mnie głos nauczyciela, który stał za mną. - Dzika Różo, twoi rodzice nie pochwalają tego, że tu przebywasz.
-- Wybacz sensei, nie chciałam być już w zamku, a Avia pozwoliła mi wyjść.- udałam skruszoną.
-- Nie mnie przepraszaj księżniczko- na twarzy mężczyzny zagościł uśmiech. Spojrzałam na siedmiolatka, który nie ruszył się nawet o milimetr. Jego twarz nie wyrażała nic. Nie odzywał się. Z podwórka usłyszałam głosy młodych chłopców, którzy zmierzali na trening. Wiem, że najmłodszy z nim miał 10 lat. Brązowowłosy, tajemniczy młodzik tylko ukłonił się Feliksowi i odszedł. Na mnie nawet nie spojrzał, Do sali wbiegły dzieciaki starsze ode mnie. Najpierw ukłoniły się senseiowi a później mnie. Nie chciałam dłużej tu przebywać, więc wymigałam się karmieniem Lulu - śnieżnobiałego królika, maskotki Koloni Demonai.

Na to wspomnienie cały pokój wypełnił śmiech. Wywijanie się od różnych sytuacji opanowałam już od najmłodszych laty. Wtedy spotkałam Scorpiusa po raz pierwszy, ale nie ostatni. Za każdym razem, kiedy przyjeżdżałam do babci, o wyznaczonej godzinie biegłam do sali treningowej na trening Scora. Pamiętam, że raz wyszłam poza granice królestwa i się zgubiłam. To właśnie on mnie odnalazł. Od tego momentu staliśmy się przyjaciółmi. Rodzice jednak nie pochwalali tej znajomości. Szczególnie matka.


--Lilka nie powinnaś zadawać się z tym chłopcem. - królowa Azmarii przybrała surowy wyraz twarzy.

-- Ale dlaczego mamusiu- zapytałam. Do teraz nie rozumiem tego zakazu.
-- Powinnaś zadawać się z dziećmi arystokratów, a nie z jakimiś muzykami.

No pewnie, już lecę..... Mama tylko raz zobaczyła jak, Lu gra dla babci na skrzypkach i wysnuła błędne wnioski.  Wilczy Łowca ( Scorpius) jednak się tym nie przejął. Scor jest utalentowany w wielu dziedzinach, jednak najlepiej wychodzą mu walki w ręcz i  z bronią, oraz gra na instrumentach. Chłopak uwielbia grać na skrzypcach lub fortepianie.


-- Scori zagraj coś dla mnie- siedziałam przed dużym czarnym fortepianem. Miałam zaledwie cztery latka, a Scorpius osiem. Spoglądałam na niego, bo ten ciołek stał w drzwiach i nie miał zamiaru się ruszyć.

-- Lilka nie wolno mi tu przebywać. Te skrzydło zamku jest zabronione. - opierał się, ale jego wzrok spoczywał na instrumencie. Już ja wiedziałam jak go ubłagać.
-- No chodź, nie daj się prosić - zrobiłam słodkie oczka. Ośmiolatek przełamał się i podszedł do fortepianu. Kiedy już się usadowił, jego palce zwinnie zaczęły wygrywać piękną melodię.
Jak na swój wiek, Wilczy Łowca był bardzo utalentowany i mądry. Tak samo ja. No może nie byłam aż tak utalentowana, ale miałam dar przekonywania.

Jedno ze szczęśliwych wspomnień związanych z moim przyjacielem i chyba ostatnie. Scorpius wyjechał na trening razem z pomocnikiem Mistrza Miecza. Od tego czasu go nie widziałam. W moich oczach zaszkliły się łzy, jednak nie chciałam, aby one wydostały się na zewnątrz. Jednak w mojej głowie pojawiło się wspomnienie tragicznej nocy. Niekiedy widzę to wydarzenie w moich snach.


Obudziło mnie lekkie potrząsanie. Była to mama, która trzymała już gotowe rzeczy i mały plecaczek. 

-- Kochanie, pojedziesz teraz do granicy, do babci. zabierze cię tam jeden z zaufanych strażników. - na jej twarzy malowało się przerażenie. Jako zaspane dziecko nie za bardzo kontaktowałam ze światem. Matka szybko mnie przebrała i wyszła ze mną na tyły zamku. Miałam wtedy pięć lat. Tam czekał już czarny koń i strażnik.
-- Lili, Takashi zabierze cię do granicy. Tam już czeka na ciebie Avia.
-- Mamusiu, ale co się dzieje ? - spytałam, jednak nie otrzymałam odpowiedzi.
-- Spotkamy się jeszcze?
-- Nie wiem córeczko, nie wiem. Jedźcie już i najlepiej nie odwracaj się. 
Wyjeżdżaliśmy przez tylną bramę w stronę Kolonii. Chciałam się odwrócić,  jednak w mojej głowie rozbrzmiał głośik, abym tego nnie robiła. Nie posłuchałam go i się odwróciłam. Cała Azmaria płonęła. Najbardziej pochłonięty  przez ogień, był zamek. Usłyszałam przeraźliwe krzyki. Chciałam zawrócić;, jednak ten sam głośik znowu mnie powstrzymał. Przed nami pojawiło się wilcze szczenię.
-- To ty do mnie mówiłeś? - zadałam pytanie, jednak nie liczyłam na odpowiedź. 
-- Tak księżniczko.- przypomniały mi się słowa mamy. Jeśli królowa zginie, jej następczyni zobaczy swojego strażnika→wilka.- Przykro mi. 

Tylko te dwa słowa,  a ja wiedziałam,  że straciłam rodziców i Azmarię. Zyskałam za to strażnika i przyjaciela. W moich oczach zalśniły łzy i spłynęły po policzkach. Kazałam jedynie Takashiemu podać mi zwierzaka i ruszyć w stronę domu Avii.


C.d.n

czwartek, 21 sierpnia 2014

Prologos

   W centrum Azmarii stał pałac, a w jednej z jego komnat, na środku stało łóżeczko. Nad nim pochylała się władczyni, w której oczach błyszczały łzy. Arystokratka przyglądała się śpiącej dziewczynce o krótkich, hebanowych włoskach z grzywce na lewą stronę. To właśnie na niej widniało tylko jedno fioletowe pasemko. Dziecko pogrążone w głębokim śnie,  nie miało pojęcia
o tym, iż jego policzek jest lekko gładzony.
-- Lilith jak dobrze,  że nie posiadasz jeszcze świadomości o swojej przyszłości, ani o odpowiedzialność,  która pozostanie z tobą do końca - szepneła kobieta, a po jej twarzy spłynęły kryształowe łzy.
Drzwi do komnaty otworzyły się,  a w nich stanął młody mężczyzna.  Na pierwszy rzut oka można było dostrzec siłę bijącą z jego postawy, jednak w oczach tlił się strach. Strach o życie swojej rodziny.
-- Rai co się stało? Znowu ponure myśli?  - podszedł do żony i przytulił ją. - Nie martw się,  wszystko będzie dobrze.
Te ostatnie słowa. ....... Tak błahe,  jednak dające nadzieję..... Niestety czasem bywa, że jest ona złudna.