poniedziałek, 8 września 2014

Moje dzieciństwo cz. 2

Zbliżaliśmy się do celu.Powietrze stało się mroźniejsze i wiał zimny wiatr. Ja jednak nie odczuwałam zimna. Przed moimi oczami ciągle miałam widok płonących domów i zamku, oraz krzyk niewinnych ludzi. Tyle osób straciło swoje życie. Tyle dzieci zginęło, nawet tych nienarodzonych. Po moich policzkach spływały łzy, a mała kuleczka, którą trzymałam w ramionach jeszcze bardziej wtuliła się w moje ciało. Tak jak gdyby chciała mnie pocieszyć. Nawet nie zauważyłam, kiedy dojechaliśmy przed orszak babci. Avia stała na czele, a jej wyraz twarzy był smutny. Takshi pomógł mi zejść z konia, wiec pierwszą moją czynnością było przytulenie się do władczyni Kolonii.
-- Dzika Różo jak dobrze, że jesteś cała i zdrowa.- szkoda, iż moja psychika ucierpiała.
-- Nic mi nie jest - głos przypominał szloch, ręce trzęsły się niemiłosiernie. Chciałam się uśmiechnąć, żeby pokazać, że jestem silna. Jednak nie potrafiłam. W tym samym momencie podbiegł do mnie młody wilczek. I zaszczekał, chcąc zwrócić na siebie uwagę. Udało mu się, ale tylko ja zrozumiałam że były to słowa pocieszenia.
-- Wasza wysokość, królowa Raisa prosi o opiekę nad księżniczką. - powiedział mój tymczasowy opiekun po czym zawrócił konia i odjechał w stronę płonącego miasta.
-- Chodźmy Lili, musisz odpocząć. Na pewno jeszcze zobaczysz swoich rodziców. - Nawet nie wiesz jak się mylisz babciu. Jedyne co zdołałam wyszlochać to cztery słowa:
-- Moja mama nie żyje ! - wstrząsnął mną dreszcz,ponieważ wiatr przybrał na sile. Zauważyłam, że na twarzy Avii malował się szok.
-- Skąd wiesz kochanie?
-- Bo rozumiem jak, On do mnie mówi - wskazałam na małą kuleczkę, która znajdowała się przy mnie.
Wtedy wszyscy Demonai zrozumieli, że stracili jednego z nich - Nocnego Wędrowce. Po policzkach zebranych spływały łzy. Nawet mężczyźni, którzy byli odważnymi wojownikami nie kryli srebrzystych kropel. Każdy podchodził i składał kondolencje. W żałobnym nastroju powróciliśmy do pałacu. Avia zaprowadziła mnie do moich nowych komnat w prawym skrzydle zamku. Pokazała mi tylko gdzie jest łazienka i moja sypialnia. Później wyszła z pokoju. Zostałam sama, zmęczona i smutna. jedynym towarzyszem był mój mały wilczek. Nie zważając na nic, położyłam się na łożu.
~Nie przejmuj się Lilith wszystko będzie dobrze. Możesz na mnie liczyć.- mówiąc to ułożył się obok mnie, a jego pyszczek znajdował się na moich udach
~ Wiem, jednak to boli- odpowiedziałam mu. - W ogóle jak się nazywasz?
~ Księżniczko, to ty nadajesz mi imię.
Przez chwilę zastanawiałam się jakie imię najbardziej pasuje. Przyjrzałam się zwierzakowi. Był cały czarny, oprócz łapek. One były białe, takie skarpetki. Na jego szyi były białe łatki tworzące naszyjnik. Lewe uszko było "szpiczaste", a prawe słodko klapnięte. Ślepka miały odcień orzechów. Muszę przyznać był słodki.
~ Już wiem!!! - wykrzyknęłam - Od dziś nazywasz się Felcor.
Może to imię do niego nie pasowało, ale moim zdaniem było odpowiednie. Wilczek zaczął radośnie merdać ogonkiem, więc imię mu się spodobało. Bardziej wtuliłam się w wilka i oboje zasnęliśmy. W następnym dniu Takashi wrócił i oznajmił, że nikt nie przeżył. Przywiózł ze sobą tylko łuk mojego ojca i Gwiezdną Lilię mojej matki. W ten sam dzień odbył się pogrzeb. Wszyscy ubrani na czarno, żałobna atmosfera zaczęła mnie dobijać.
 Od tego wydarzenia minął tydzień. Patrząc na te wszystkie smutne twarze, coś we mnie pękło. Stwierdziłam, że pomimo tragedii, która miała miejsce, rodzice nie chcieliby, abym się smuciła. Zrozumiałam, że muszę coś zmienić. Pobiegłam do Sali treningowej mając nadzieję, że mistrz Feliks będzie sam. Bogowie chyba wysłuchali moich próśb, bo nauczyciel był sam.
-- Sensei muszę prosić cię o przysługę.
-- Chcesz trenować, żeby nie dać się zabić. - On zawsze wie, czego od niego oczekuję.
-- Tak.
-- Trening jutro o 7 - krótka i prosta odpowiedź. I tak w wieku pięciu lat zaczęłam trenować władanie bronią. Chciałam również wyzbyć się uczuć, ale na to mi nie pozwolono. Jako księżniczka musiałam się uśmiechać i mieś pogodny wyraz twarzy, oraz być miła dla wszystkich, nawet jeśli byłaby to tylko gra pozorów. Jako kunoichi mogłam przywdziać maskę obojętności.
Kiedy skończyłam 6 lat babcia zapisał mnie na prywatne lekcje. Etyka, zielarstwo, historia rodów, matematyka i astronomia, literatura itp. Całe dnie miałam więc zajęte. W pałacu uczyłam się przedmiotów potrzebnych mi jako przyszła królowa, a wieczorem, lub wcześnie rano ćwiczyłam z mistrzem walkę bronią i wręcz, jazdę konną, oraz ukrywanie uczuć. I tak jest do teraz. Kiedy przychodziłam już do swoich komnat, często byłam wykończona. Niekiedy zdarzało się, że razem z Felcorem trenowaliśmy jeszcze vinculo ( więź).

Z małej pięciolatki, która niedawno przeżyła tragedię, wyrosłam na dzielną wojowniczkę, oraz godną następczynię tronu. Tak uważali wszyscy z Kolonii Sosen Marisy i nie tylko. Felcor, również wyrósł. Z małego wilczego szczeniaka, stał się potężnym wilkiem. Stał się również groźnym i niebezpiecznym zwierzakiem. Oczywiście dla wrogów. Swoim wyglądem sieje strach. Jednak wszyscy Demonai wiedzą, że on tylko tak wygląda, a w rzeczywistości jest miły i przyjacielski.

~♥~
Mam nadzieję, że rozdział się podobał :)
Pozdrawiam Lilith :*

1 komentarz: